sobota, 10 sierpnia 2013

Rozdział 2.

Wracając z pracy z małym kartonem byłam strasznie rozgoryczona tym, że każdy na mnie patrzył ze współczuciem. ''Nie straciłam pracy, ludzie!''. Kilka koleżanek coś plotkowały za plecami, a panów to kompletnie nie obchodziło. Mój karton był za duży na koszyk. Kombinowałam jak go ulokować. Po chwili zobaczyłam, że z moich opon zleciało powietrze. Super. Brakowało tylko nad moją głową chmurki z deszczem. Postanowiłam, że pójdę do domu na piechotę, ale jeszcze wstąpie na chwilkę do Dominika. Pracował on w małej pizzerii. Uważam, że jest zbyt inteligenty na zwykły bar szybkiej obsługi. Wykwalifikował się na lekarza, ale nie. On musi spróbować. Nadeszły trudne czasy, a w szpitalu powiedzieli mu, że będą mogli go zatrudnić za miesiąc, bo wtedy zwolni sie miejsce. No cóż. Dominik musi za coś kupić sobie jedzenie. Kiedy doszłam do Pizzeri byłam zmęczona, spocona i zła. Weszłam z hukiem, kótrego nikt nie usłyszał, bo ogólnie panował hałas. Dominika właśnie obsługiwał starszego pana, więc ja usiadłam przy stoliku obok szklanej szyby. Przechodził właśnie mężcyzna około trzydziestki, w czarnym podkoszulku. Uśmiechnął się do mnie, ale przechodząc, nawet się nie zatrzymał. Nic nie zrobiłam. Przywykłam, że facet gwiżdże na mój widok. Jak jest to jakiś małolat łapię go za kołmierz i zaczynam się na niego wydzierać robiąc mu wstyd przed kolegami.
 -Cześć - podszedł do mnie Dominik całując mnie w policzek - Coś się stało?
Wskazał na mój karton.
 -Hej, nie nic. Robią u mnie remont - ostatnie słowo powiedziałam z przekąsem.-Będę pracować z jakimś pięcdziesięciolatkiem w marynarce z łątami na łokcich i okropnych, sztruksowych spodniach.
Popatrzył na mnie z dziwnych, kpiącym uśmieszkiem.
 -No co?! Podobno jest TAKI dobry, że mnie muszą wygonić z gabinetu!-prawie krzyknęłam.
 -Weź się uspokój. Nic nie będzie. Przynajmniej dalej pracujesz, a zrobisz sobie tylko małe wakacje.
Pogadaliśmy jeszcze chwilę i Dominik obiecał załatwić z kumplem, żeby przyziózł mój rower. Ja byłam skazana na długi spacer. Wyszłam z baru kierując się w stronę bardoz zatłoczonej drogi. Nawet motocykliści stali w korku, bo jechały trzy ogromne ciężarówki. Wyciągnęłam swojego smartfona i włączyłam ''Trift Shop''. Kiwałam się w rytmie muzyki, aż poczułam, że ktoś pociągnął mnie za kurtkę. Wyszarpałam się mu i zaczęłam na niego wrzeszczeć. Kiedy się odwróciłam zobaczyłam, że owy motocyklista śmieje się do rozpuku i jedzie dalej. Wytraszyłam się. Zawsze były tylko spojrzenia i na tym się kończyło. Byłam naprawdę przerażona. Teraz mój nowy ''przyjaciel'' jechał obok mnie powoli i bezczelnie się do mnie uśmiechnął. Na to ja pokazałam mu środkowego palca. Dalej szłam spokojnie próbując się uspokoić.
___________________________________________________
Tak, wiem. Tygodniowy poślizg. Przepraszam.
Nie mogłam wcześniej, bo w tym tygodniu miałam
prawdziwe urwanie głowy. Chciałam napisać
wczoraj, ale laptop mi zdechł. Jestem teraz
w bibliotece :). Uśmiechnijcie się do pani Basi. :)

piątek, 26 lipca 2013

Rozdział 1.


Obudziły mnie promyki ciepłego, wiosennego słońca. Odetchnęłam głęboko. ‘’WOLNOŚĆ’’-pomyślałam. Od dwóch tygodni mieszkałam sama. Bez mamy. Rozstanie było bardzo trudne. Po śmierci mojego taty byłyśmy ze sobą bardzo blisko. Widziałam, że mamie było trudno, ale musiałam się w końcu usamodzielnić. Miałam pracę i małe mieszkanie po babci. Babcia zamieszkała z moją mamą. Przyznam, że to rozwiązanie było dla mnie i dla mamy bardzo korzystne. Jej się nie nudzi, a ja mam mieszkanie tylko dla siebie.  Podobała mi się samowystarczalność. Z Dominikiem i Sylwią codziennie byliśmy w Ikea szukać dobrych mebli. Wszyscy leżeliśmy plackiem na sofach albo łóżkach. Było to bardzo zabawne słysząc jak pracownicy się wydzierają. Po tygodniu była już gotowa kuchnia, a kilka dni później łazienka. Ja jak na razie spałam na materacu, więc pozostały mi tylko dwa pomieszczenia. Mam pracę, którą uwielbiam, przyjaciół i rodzinę. Nic mi do szczęścia nie potrzeba.
Spojrzałam na wyświetlacz mojego SAMSUNG’A. 7:21. Wstałam szybko, ułożyłam włosy, ubrałam jasne dżinsy, koszulę ombre z podwijanymi rękawami i trampki. Zjadłam szybko śniadanie, zadbałam o higienę i po chwili byłam gotowa do wyjścia. Wzięłam spod bloku mój rower, włożyłam torbę do koszyka i pojechałam do redakcji. Byłam dziennikarką. Zajmowałam się pisaniem drobnych artykułów. Odpowiadało mi to. Raz nawet trafił na pierwszą stronę! Włożyłam do uszu słuchawki i włączyłam piosenkę. Po pół godzinie byłam już w redakcji. Wszędzie panowało dziwne poruszenie. Nie wiedziałam o co chodzi. Zauważyłam, ze ekipa remontowa kierowała się w stronę mojego biura. Byłam zaskoczona. Co prawda moje miejsce pracy było ciasne, ale własne, lecz nie zezwoliłam i nie prosiłam o żadne remont. Podbiegłam szybko do ekipy.
 -Halo! - krzyknęłam próbując przekrzyczeć łomot drabin-Halo! Co tu się dzieję?!
 -Szefowo, myśmy się pytali, myśmy ko… konsultowali i mamy wezwanie, se je robimy. W czym problem, szefowo?
Wtedy przechodził obok nas mój szef.
 -O, dobrze, że pan jest! Dzień dobry, ekipa się pomyliła, idą do mojego biura, a ja przecież nie chciałam żadnego remontu…
 -Wiem, pani Adrianno, ale… zapraszam do mojego biura.
Przeszliśmy kilka metrów, a ja byłam coraz bardziej zdenerwowana. Czyżbym nie miała czego szukać w ‘’Donosie’’?, czy miałabym zostać wyrzucona  z pracy, a co gorsza zwolniona dyscyplinarnie?! Dlaczego?! Co ja zrobiłam?
 -Zapraszam - powiedział przepuszczając mnie pierwszą jak przystało mnie na dżentelmena.
 -Proszę pana – postanowiłam ‘’walnąć’’ prosto z mostu – Robiłam wszystko jak pan chciał. Zawsze byłam posłuszna i myślałam, że jest pan zadowolony z wyników mojej pracy. Starałam się, poświęcałam wszystkim artykułom dużo pasji i poświęcenie, jak chce pan mnie zwolnić to się panu nie uda, bo ja się sama zwalniam… Nie, jednak nie. To pan mnie zwolnił więc należy mi się 3 miesięczna odprawa.
Wtedy spojrzałam na mojego pracodawcę. Wyglądał śmiesznie. Jego mina pokazywała na przemian lekkie oburzenie, uśmiech i zaskoczenie. Zaczęłam się zastanawiać, czy przypadkiem się nie wygłupiłam.
 -Hm. Rozumiem. Jednak nie wiem o co pani chodzi. Nie chcę pani zwolnić, przeciwnie. Jestem bardzo zadowolony z wyników, czyta się pani artykuły bardzo lekko i przyjemnie. Pisze pani z wyczuciem, ale także to, co pani myśli. Podoba mi się pani praca. Ani myślę o zwolnieniu.
 -Więc, dlaczego ekipa idzie do mojego biura?
 -Ponieważ… Po długiej nieobecności mojego jednego pracownika, który był w Anglii, skończył się jego wyjazd finansowany przez nas, bo wtedy się dokształcał. Ponieważ był to dobry pracownik postanowiłem kontynuować jego pracę tutaj – wypalił jednym tchem.
 -No dobrze, ale nadal nie rozumiem dlaczego ekipa jest w moim biurze.
 -Bo… Nie mam więcej pustych pomieszczeń, a to było jego biurko, więc…
 -...On ma być u mnie – dokończyłam za niego.
 -Tak.
 -Gdzie mam pracować?
 -Postanowiłem dać pani wolne. Ekipa uwinie się bardzo szybko, dwa, może trzy dni. I tyle. Zapłacę oczywiście dodatkowo.
 -Dobrze.
 -Dziękuję. Dalej już ma pani wolne. Przepraszam, ze nie powiedziałem o tym wcześniej, ale kompletnie o tym zapomniałem.
 -Dobrze, nie ma sprawy, do widzenia.
Byłam zaskoczona, ale nie zła. Może nie będzie tak źle? Może po prostu zrobią nam ścianę i będziemy w zupełnie innych pomieszczeniach? Nadzieja matką głupich...
_________________________________________________
No to pierwszy za nami :). Jestem strasznie szczęśliwa.
Poprzedni blog nie wypalił.
Po 10 rozdziałach doczekałam się dwóch
komentarzy. Dajcie znać jak Wam się podoba.
Zapraszam jeszcze do zakłakłądki ''Bohaterowie'',
która jest w górze. Zapraszam! :)